Strony

niedziela, 10 lutego 2013

Kocham moje auto, Niech mu Pan Bóg da długie życie

Czytam ostatnio dużo na temat, jakim to kłopotem jest samochód, że trzeba naprawiać, odśnieżać, że to kosztuje i że w związku z powyższym taniej jest z samochodu zrezygnować.
Niestety ta teoria nie przekłada się na liczbę samochodów w mieście, wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że ilość ich rośnie.
A ja kocham mój samochód. Jest mi potrzebny do życia i nie wyobrażam sobie sytuacji gdyby go nie było.

To jest mój drugi samochód. Wyznaję zasadę, że kupuję samochód nowy, ale z najniższej półki cenowej.
Obecnie jeżdżę seicento z 2004r. Nie trudno obliczyć, że samochód ma prawie 10 lat i sprawuje się bez zarzutu. Fiat ma to do siebie, że jego naprawy kosztują niewiele. Czy jest bardziej awaryjny. Mechanik mówi, że wszystkie samochody się psują.

Czy dbam o niego? I tak i nie.

1. Wożę samochodem psy, materiały budowlane, meble. Tylne siedzenia się składają, robi się kombi.
Tapicerka jest w stanie ....agonalnym.
2. Blacha zaczęła korodować w niektórych miejscach, boki są porysowane i powgniatane  przez innych użytkowników supermarkerowych parkingów.
3. Wycieraczki mają tylko jeden bieg - parę lat temu włączyłam je jak były przmarznięte do szyby i coś się popsuło. Nie naprawiam bo  sam silnik kosztuje 200zł, a po co wymieniać jak przecież działają.
4. Klapa bagażnika spada mi na głowę.
5. Od dłuższego czasu tłucze się zawieszenie - można z tym jeździć.

Jednocześnie:

1. Zainwestowałam w gaz. Koszt miesięcznych dojazdów do pracy i z pracy wynosi teraz ok 250 zl ( 1200km)
2. Przeglądam instalację gazową dwa razy do roku, naprawiam wszelkie usterki na bieżąco.
3. Wszelki dziwne stuki i puki na bieżąco kontroluję i naprawiam
4. Zmieniam regularnie opony, zużyte wymieniam na nowe.
5. Amortyzatory wymieniam jak z nich cieknie, wachacze, jak na przeglądzie rejestracyjnym mówią że trzeba, doładowuję w zimie akumulator i wymieniam go co dwa lata ( już stałam na ulicy z powodu padnietego akumulatora)
6. Korzystam z ubezpieczenia z funkcją holowania. Daje poczucie bezpieczeństwa.
7. Intuicyjnie wiem, na co sobie mogę pozwolić, kiedy trzeba interweniować natychmiast, a kiedy można poczekać. Naprawiam auto w chwilach przypływu gotówki, a nie wtedy gdy coś pada.

Nie jestem w stanie funkcjonować bez samochodu. Mieszkam 3 km od głównej drogi, brak jest we wsi komunikacji. Jak kiedyś zepsuł sie samochód musiałam te 3 km pokonywać na nogach o 5 rano. Fajnie się idzie ale nie jak człowiek spieszy się do pracy.
Jeżdżę do pracy na 6 rano. Ma to swoje dobre i złe strony. Łatwiej dostać sie do miasta ale trzeba wcześniej wstawać. Chodzenie na busa na 5.00 rano, w zimie, 3 km , przez ciemny las, wilki wyją brrr - watpliwa przyjemność :)
Wożę psy do weterynarza i na wycieczki.
Jeżdżę z psami nad morze.
Do busów nie chcą zabierać.
Jak żyć bez samochodu, jak żyć.
Konluzja jest taka.

Samochód daje mi wolność.

A teraz o kosztach rocznych, tych podstawowych.

Dojazd do pracy + inne jazdy, koszt gazu i benzyny: 300 zł  x 12miesięcy = 3600zł + 50 zł x 6 miesięcy = 300zł  Razem daje 3900zł.
Ubezpieczenie 800zł
Naprawy, przeglądy itp : trudno oszacować, nie robię zapisków weżmy 2000zł
Razem robi to kwotę 6700 zł : 12 = 558zł miesięcznie

Gdybym nie miała samochodu:
bus dziennie 10zł, miesięcznie wychodzi 200zł + przejazdy po mieście środkami komunikacji miejskiej 3,80zł za przejazd x 20 przejazdów = 76zł (optymistycznie) albo karta miejska na wszystkie linie 94zł.
Daję kwotę 294 zł miesięcznie.

Pytanie czy dla 264 zł miesięcznie warto rezygnować z wygody i wolności?

4 komentarze:

  1. Oczywiscie, wszystko zalezy od miejsca zamieszkania i potrzeb zwiazanych z dojazdami do pracy i w czasie wolnym. JA akurat mam porownanie, bo w miescie nie mam samochodu i nie jest mi absolutnie potrzebny. Za to na wsi samochod jest jak prawa reka, po prostu bez niego czlowiek jest uzalezniony od innych . Tak na wsi samochod to nie tylko wygoda, to wolnosc i nie da sie tego przeliczyc na zadne pieniadze, ktore ewentualnie moznaby zaoszczedzic..
    Pozdrawiam Nika
    PS Przypomnialo mi sie: tez mialam kiedys samochod z spadajaca klapa bagaznika. Zuzylam kijek od parasola plazowego, bo jak sie nim klape podparlo to bylo ok. Kijek sluzyl jakies 5 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. NApisalam to niezbyt jasno, w naszym domu na wsi samochody sa, bo po prostu sa niezbedne. Dlatego powyzej napisalam ze mam porownanie. Za to gdy jestesmy w miescie, jezdzimy albo srodkami transportu publicznego, albo czasem rowerem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótka odpowiedz: nie
    Wszystko zalezy od okolicznosci - ciemny las, zima i 5.00 rano do mnie wystarczajaco przemawiaja :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kijek do podpierania klapy - dobra rzecz:).Jak byłam u mechanika ostatnio, i jak mu powiedziałam, że klapa spada, to pokazał sprzęt, który ma do podpierania - właśnie kije różnych długośći. Tak że patent jest znany.
    Ja wyczaiłam sklep z używanymi częściami do samochodów włoskich i są tam te teleskopy, czy jak to się tam nazywa, po 15 zł za sztukę. Kupię tylko jeden i spróbuję sama wymienić. Wygląda na to, że to się tylko przykręca. A jak się nie uda, to w ostateczności wykorzystam patent z kijem.

    OdpowiedzUsuń