Do niedawna nie znałam tego słowa.I do dziś bym nie znała, gdyby nie jabłka.
Sąsiad miał jabłka. Dużo jabłek. Ekologicznych, nie pryskanych. Szkoda takich jabłek. No więc wymyśliłam, że uratować jabłka przed śmiercią na kompoście mogę w jedyny sposób. Trzeba jabłka wysuszyć.
Zaczęłam szukać po internecie informacji jak zrobić suszarnię do owoców. I tak natrafiłam na blog "Przez rok nie kupię jedzenia". Lektura bloga uświadomiła mi, że nie trzeba się zarobić na śmierć, żeby mieć jakiś pożytek z działki.
Na marginesie, moje tegoroczne uprawy poszły na marne. Pomidory zjadła zaraza, dynie kwitły ale nie owocowały, wszystko zarosło trawą do pasa. W desperacji rzuciłam się do jesiennego kopania. I tak szybko jak się za to zabrałam, tak szybko zrezygnowałam. Idzie się po prostu zamordować.
I wtedy odkryłam permakulturę.
Ideologia jest głębsza, ale mnie najbardziej wzruszył brak konieczności ciągłego przekopywania ziemi.
W skrócie ziemię należy wyłożyć kartonami i przysypać trawą, słomą lub kto co ma. Kartony zagłuszą chwasty, Pod kartonami i trawą powstanie nowe życie. Przez zimę wszystko zgnije i zamieni się w humus, ziemię spulchnią dżdżownice i można siać.
To jest piękne i z tego, co piszą inni uprawiający ziemię w ten sposób, chyba się sprawdza.
Zgodnie z ideologią wywlekłam wszystkie kartony przeznaczone na makulaturę , wyłożyłam nimi rejon upraw, przysypałam skoszoną trawą i liśćmi. Jak kartonów zabrakło przysypałam ziemię samą trawą. I czekam do wiosny. Sąsiad od jabłek patrzy na mnie jak na wariata, ale nic się nie odzywa.
Po głębszym zastanowieniu się, doszłam do wniosku, że permakultura i blog "Przez rok nie kupię jedzenia" wpisuje się doskonale w ideologię minimalistyczną. Pozostaje mi jeszcze sprawić sobie żywą kosiarkę i kurzy traktor i mogę leżeć bykiem :)
Zdjęcie pochodzi z organicznepole.wordpress.com