piątek, 8 marca 2013

Jak zbudowałam dom - część I


W dzisiejszych czasach domu w ten sposób się nie buduje. Dziś budowa domu to wyścig. Należy zrobić jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie, pod klucz i na kredyt. Następnie spłacać kredyt do końca życia, a niekiedy i dłużej, obarczając tym obowiązkiem dzieci i wnuki.

Ja wzorowałam się na moim dziadku, który w latach 50-tych ubiegłego wieku, utrzymując jednocześnie sześcioosobową rodzinę z pensji magazyniera na kolei, kupił działkę, wybudował dom i co ważne, w nim zamieszkał.

Zaczęło się od tego, że kupiłam działkę. Rolną, bo była tania. Oczywiście z pominięciem pośredników. Był to rok 1998.Ceny ziemi rolnej w tym czasie kształtowały się na poziomie 300-700 zł za 1ar.
Co weekend jeździłam na wycieczki, za każdym razem wybierając inną trasę i łącząc przyjemne z pożytecznym szukałam odpowiadającej mi okolicy. Działka miała być położona na tyle blisko miasta, żeby dało się codziennie dojeżdżać do pracy nie tracąc fortuny,  jednocześnie z dala od głównych dróg i najlepiej z dala od innych ludzi. Musiała mieć dojazd i możliwość podłączenia prądu. No i powinna leżeć raczej w terenie podgórskim.

Szukałam prawie rok. I w końcu znalazłam okolicę, która mnie zauroczyła. Wieś jak zatrzymana w czasie. Wśród lasów i pól z chałupami drewnianymi pamiętającymi czasy króla Ćwieczka. I to 20 km od miasta.

Łażąc po wsi natrafiłam na działkę, która spełniała moje oczekiwania, a dodatkowo była położona na południowo-zachodnim stoku, co nie było bez znaczenia, bo kocham słońce i ciepło. Właścicielem działki był dziadek i babka, którzy sprzedawali resztki majątku przygotowując się do śmierci. Za 15 arów policzyli 3,5 tys zł. Potem jeszcze od innego, bardziej nowoczesnego gospodarza dokupiłam dwa ary za 1,4 tys zł.

I tak stałam się posiadaczką 17 arów ziemi na której nie dało się budować i jednocześnie spłukałam się do zera.




Poprzedni plan zagospodarowania przestrzennego był zrobiony w 1996r , wykonanie następnego zaplanowano w bliżej nie określonej przyszłości. Miałam trochę powyżej trzydziestki. Miałam czas.
Złożony przeze mnie wniosek o zmianę przeznaczenia działki z rolnej na budowlaną czekał na realizacje sześć lat.
Te sześć lat oczekiwania nie było zmarnowane. Co roku kupowałam jakieś materiały.
Działkę ogrodziłam i wykopałam studnie. Posadziłam drzewa i krzewy. Kupiłam pustaki cementowe na fundament i ceramiczne na ściany, następnie kompletną więźbę i na koniec dachówkę i komplet okien. Okna przechowywałam w mieszkaniu. Nikt mi nic nie ukradł. Wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwaka i pewnie było im mnie żal.

W 2005r gmina przystąpiła do sporządzania nowego planu i odrzuciła mój wniosek o zmianę przeznaczenia działki. W uzasadnieniu podano, że na terenie gminy jest bardzo dużo terenów budowlanych, a więc jak planowałam budowę domu, mogłam sobie kupić działkę budowlaną. 
Odwołałam się do sądu, byłam na rozmowie u głównego geodety i burmistrza. Wyrzucali mnie jednymi drzwiami, wracałam kolejnymi. Raczej prosiłam niż się awanturowałam.  Nie dałam przy tym nikomu zarobić dodatkowo ani grosza. Zresztą nikt ode mnie kasy nie żądał, ale też  nikt mi nic nie obiecywał. Trwało to  pół roku i kosztowało mnie sporo nerwów. W głowie pojawiała się uporczywie jedna myśl - co ja zrobię jak się nie uda.
Pod koniec 2005r dzięki upierdliwości i szczęściu, stałam się posiadaczką działki budowlanej. Gmina nie skierowała sprawy do sądu, wnioski ( nie tylko mój, ale też innych pokrzywdzonych) załatwiła we własnym zakresie za co jestem jej niezmiernie wdzięczna.

Rozmawiałam kiedyś z sąsiadem, któremu nie zmienili przeznaczenia działki. Po złożeniu wniosku i uzyskaniu odmowy położył na tym „lagę” a jak plan już był gotowy, poszedł z awanturą do gminy dlaczego sąsiadce (czyli mnie) zmienili przeznaczenie działki na budowlaną, a jemu nie. I w gminie mu powiedzieli, że jakby wydreptał tyle ścieżek do ja, to z pewnością  działkę też miałby budowlaną.

Dziś po latach mogę powiedzieć, że to była "jazda z górki bez trzymanki" ale była w tym jakaś metoda.
Nawet obecnie można kupić piękną działkę rolną w przystępnej cenie. Trzeba mieć jednak świadomość, że budowa domu na takiej działce nie jest dla staruszków oraz ludzi, którzy nie mają gdzie mieszkać, ponieważ z uwagi na fakt, że budowa ma  szanse rozciągnąć się w czasie na długie lata, przy wariancie pesymistycznym, można nie dożyć końca inwestycji.
Podejmując się kupna działki rolnej pod budowę domu trzeba mieć w sobie odwagę, cierpliwość, odrobinę szaleństwa i naiwność dziecka. I nie mieć pieniędzy, bo nic tak nie motywuje do działania jak brak kasy.
Dziś wiem na pewno. Gdybym kiedyś nie postradała rozumu, dziś domu bym nie miała. Nie miałabym nawet działki.
cdn


4 komentarze:

  1. czekam na ciąg dalszy

    swoją drogą to chore aby Polak we wlasnym kraju, na wlasnej ziemi, prosił się o pozwolenie na zbudowanie własnego domu

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś to jest w Roku Pańskim 2013 czyli po 15 latach od momentu kupna działki, budowlane 15 arów w mojej okolicy kosztuje 250 tys złotych polskich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa lata temu zaczęłam podobnie do Ciebie. Tak...nic nie motywuje jak brak kasy ! Zakupiłam działkę rolną i po perypetiach stoi dom. Dom miał pod papą stać parę lat, ale zaczęło przeciekać w pierwszym roku. Po Twoim blogu - myślę, że też zwariowałam.
    adelinkowo.blogspot.com/



    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! niesamowite, jak czytałam ten post, nie mogłam uwierzyć! Jesteś najcierpliwszą osobą jaką spotkałam! Gratuluję Ci spokoju, nastawienia na cel i samozaparcia! Ja też zamierzam kupić/wybudować dom , czytam blogi w tej tematyce i zastanawiam się czy w ogóle poradzę sobie z tym wyzwaniem!

    OdpowiedzUsuń