Dopóki nie było w domu wodociągu, wydawało się, że z ilością wody w studni nie będzie problemów.
Wodę do studni dostarczały dwa źródła: jedno, mocniejsze na głębokości 6 m , drugie słabsze na 13-stym metrze.
W 2011r w na Pogórzu nastała susza. Przez kilka dobrych miesięcy nie spadła kropla deszczu. Wody podziemne zaczęły zanikać, ludziom wysychały studnie.
Datę 24 grudnia 2011r zapamiętam do końca życia. Namydliłam głowę, ale nie było jej już czym spłukać. W studni zabrakło wody.
W tym miejscu należałoby wyjaśnić, że wodę do instalacji domowej podaje hydrofor. Ale nie ze studni, tylko ze zbiornika usytuowanego w piwnicy. To jest taki mój pomysł racjonalizatorski.
Ponieważ studnia ma 13m, żaden hydrofor nie potrafił wyciągnąć wody z tej głębokości. Za którymś razem, gdy przy pełnej studni zabrakło wody , wściekłam się, spuściłam do studni sąsiada staruszka, a ten zamontował pompę głębinową. Nie wiem, czy ta pompa robi ciśnienie w instalacji. Wiem natomiast, że boję się zaawansowanej elektroniki, bo sama przy tym nic nie umiem zrobić.
Wymyśliłam więc, że pompą głębinową będę nalewać wodę do zbiornika w piwnicy, a z tego zbiornika hydrofor wodę wpompuje do instalacji.
Patent działa bez zarzutu do dziś. Dzięki takiemu rozwiązaniu można było łatwo zauważyć, że zabrakło wody w studni. Po prostu pompa przestała pompować wodę do zbiornika.
Całą zimę 2011/2012 nosiłam wodę w baniakach 5-cio litrowych od sąsiada. Samochodem w zimie na górę się nie wyjedzie. Nosiłam i wlewałam do zbiornika w piwnicy. Dzięki temu można było się umyć i spłukać toalety. Pranie woziłam do rodziny.
Mimo upływu czasu wody w studni było jak na lekarstwo. Przybywało 1 wiadro dziennie, a zapotrzebowanie miałam minimum na 40 litrów.
Doszłam do wniosku, że to źródło na głębokości 6 m musiało wyschnąć.
Rodzina namawiała mnie do założenia wody miejskiej. Wodociąg idzie przez wieś wzdłuż drogi w odległości 300 m od domu. Gdy zadzwoniłam do wodociągów, zażądali mapy dla celów projektowych wykonanej przez geodetę. Gdy zadzwoniłam do geodety zażądał 1700zł.
To była kwota nie do przyjęcia.
Ponieważ od dawna czytałam na temat wykorzystania deszczówki w gospodarstwie domowym, wpadłam na pomysł aby w piwnicy usytuować zbiornik na deszczówkę. Można było go zakopać, ale nie chciałam znów rujnować działki i prowokować łupki do osunięcia.
To nie miała być jakaś profesjonalna instalacja. Na to nie było mnie stać. Myślałam tylko o zakupie zbiorników i doprowadzeniu do nich wody z dachu. Nie miałam zamiaru również na tym etapie przerabiać instalacji wodociągowej tak aby deszczówka płynęła osobnymi rurami.
Ze zbiorników, po niewielkiej przeróbce instalacji, którą byłam sama w stanie zrobić, wodę ciągnąłby hydrofor.
Wzięłam w pracy kolejną pożyczkę, którą częściowo wykorzystałam na spłatę poprzedniej. Za to co zostało kupiłam 3 zbiorniki . Przyjechał facet z firmy i połączył je ze sobą w szereg. Wywiercił też dziury w wibroprasowanych pustakach, bo to przekraczało możliwości moje i mojej wiertarki.
W sierpniu po raz pierwszy popłynęła z kranu deszczówka. Wbrew zasadom używam jej nie tylko do prania i spłukiwania toalet, ale także do kąpieli i mycia naczyń. Nie dostałam uczulenia, wyprysków i biegunki. Dalej się już jednak nie posunę i nie będę jej pić. Nie jest ponoć smaczna :)
Do picia noszę wodę w wiadrze ze studni, a właściwie z piwnicy bo pompa głębinowa nadal działa i napełnia czwarty zbiornik.
W przyszłości planuję przerobić instalację tak aby przynajmniej w kranie kuchennym płynęła woda ze studni. Zrobię to w najprostrzy z możliwych sposobów - zamontuję drugi hydrofor.
Dom nadal nie jest wykończony. Brakuje zewnętrznych podestów, ocieplenia fundamenów, barierki na balkonie. W środku schody są betonowe, a łazienki nie wykończone. Mam pewne plany, ale z uwagi na brak środków, muszę ich wykonanie na razie odłożyć w czasie.
Od momentu kupienia działki minęło 15 lat. Dom stoi a ja przeżyłam budowę. Nadszedł czas na rachunek sumienia.
cdn.
Pytanie czy zalujesz swej inwestycji? Jesli w ostatecznym rachunku jestes zadowolona ze swego "szalenczego" kroku, to masz prawdziy powod do dumy i na pewno stopniowo wykonczysz swe "gniazdko".
OdpowiedzUsuńBedziemy trzymac kciuki :), bo takich twardzielek ze swieca szukac
Nika
Decyzji o budowie domu nie żałuję. Można było wybudować inaczej, w innym terenie. Porwałam z motyką na słońce. Ale o tym będzie w następnej części :)
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawie czyta się te wpisy - jest to wszystko na tyle niekonwencjonalne i - jak to sama ujęłaś - szalone - że naprawdę aż podziw bierze że radzisz sobie z tym wszystkim. Sam miałem nieporównywalnie prostsze problemy budowlano/mieszkaniowe, przez które potrafiłem przez długi czas tylko leżeć przerażony na łóżku z myślą "nie da się, co ja teraz zrobię". Jesteś strasznie wytrwała, a przy tym nie tracisz pogody ducha. Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, ża taki miły komentarz :)
Usuńwitaj, proszę cię o kontakt na maila ze mną: LinuxEurope@gmail.com w sprawie postów
OdpowiedzUsuń