sobota, 23 marca 2013

Ty tu już nie mieszkasz

Nie. Nie chodzi o faceta :) Chodzi o psa.

W 2009r od znajomych wzięłam dużego biało-brązowego kundla.



 Wszyscy wyjechali za chlebem za granicę, została babcia, która po sprzedaży domu chciała zamieszkać u córki. No i został pies - uciekinier. Siedział na łańcuchu, bo babcia nie umiała sobie z nim poradzić.

U mnie psy nie siedzą na łańcuchu, nie siedzą nawet w budzie.  U mnie psy mieszkają w domu, a niektóre śpią nawet w łóżku.
Przywiozłam to to, odkarmiłam, wykąpałam, pozwoliłam spać  we własnej sypialni.

I wtedy się zaczęło. Okazało się, że Gucio - bo takie wdzięczne imię mu nadano, ma w dupie rakietę i nie idzie go zatrzymać w domu. Na dodatek chodzi po siatce jak kot.

Przez te parę lat, co go mam, wypraktykowałam wszystko. Pastucha elektrycznego, kojec, łańcuch. Pastucha nauczył się przeskakiwać, z kojca uciekać, wystarczyła chwila nieuwagi,  a uwiązany na łańcuchu zdejmował sobie obrożę z głowy. A ponieważ umie naciskać klamki, wychodząc zostawiał mi drzwi i bramkę otwarte na oścież.
Poza tym zamykanie go w kojcu i trzymanie na łańcuchu kłóciło się z moją filozofią życiową.

Sama nie wiem czy go lubie. Jednego czego nie można mu zarzucić to brak inteligencji. Gdy wymieniłam w bramce od wewnętrznej strony  klamkę na gałkę, potrafił przełożyć łapę przez pręty i nacisnąć tę klamkę, co pozostała z drugiej strony.
Żeby było weselej nauczył przeskakiwać przez siatkę kolegę i właśnie dziś rano razem wybrały się na gigant.
I może byłoby to śmieszne, gdyby jeden nie ważył 40 kg i nie wyglądał jak niedźwiedź, a drugi nie szczypał ludzi po tyłkach.


Zagotowałam się, ale co było zrobić, musiałam jechać do pracy.

Cały dzień miałam "myślenice", po powrocie "Miśka" złapałam za barchaty i zamknęłam w kojcu a "Perszinga" ze słowami "ty tu już nie mieszkasz" wywaliłam za bramę. Wytrzeszczył  na mnie gały ze zdumienia, postał postał i wskoczył do środka. Wtedy ja go znów  za bramę. A on spowrotem do środka.Tak się bawimy już ze trzy godziny. Pozostałe Kajtki nakarmiłam, jemu nie dałam nic.

Siedzi na razie na podwórku i jakoś nie ucieka. Głodny, mokry. Czyżby  ucieczki przestały go bawić? Serce mi się kraje,  ale może jest w tym  jakaś metoda?


4 komentarze:

  1. Nie wiem. Siedzi przywiązany ;) W piątek była taka afera, że nie mam odwagi go puścić.

    OdpowiedzUsuń
  2. hejhej...jakos sobie z tymi ucieczkami poradzilas?? (moj tata ma to samo, dwa psy hop przez plot i gigant 2-3 dni, pozniej wracaja przecinki, podjedza i zabawa od nowa :|)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie poradziłam sobie. Na to nie ma lekarstwa. To jest nałóg. Mam dwa psy, oba uciekające. Jednego nie da się spuścić ze sznurka, bo momentalnie jest za siatką i nie wraca kilka godzin. Drugi ucieka jak mu się nudzi lub sprowokowany przez tego pierwszego. Ten może chodzić luzem, trzeba mieć na niego tylko oko. Nic na razie nie wymyśliłam, ale myślę intensywnie.

    OdpowiedzUsuń