Wszystkie gatunki zwierząt i roślin przetrwały na ziemi tysiące lat, dzięki temu, że potrafiły się dostosować.
Jest to prawda oczywista, ale chyba nie dla wszystkich.
Mam w pracy koleżankę. Mieszka w 70-metrowym mieszkaniu, prawie w centrum miasta. Jeszcze do niedawna utrzymywała się z emerytury babci, emerytury dziadka, pensji dziadka (bo dziadek pracował), pensji własnej. Dysponowała kwotą ok 7-8 tys zł miesięcznie na 5 osób ( było jeszcze dwoje dzieci)
Nie mogłam patrzeć jak wyrzuca pieniądze w błoto. Codziennie przynosiła mi (albo stawiała pod śmietnikiem) reklamówkę chleba. Tam się wczorajszego chleba nie jadło.
Dziś żyje z jednej pensji, jak na dzisiejsze standardy i ceny - niewielkiej. Sama, bo dzieci się wyprowadziły a rodzice zmarli. I dalej stawia pod śmietnikiem reklamówkę z chlebem.
Spłata kredytów, mieszkania, prądu, gazu pochłania jej 90% pensji.
Pracuję nad nią już od dłuższego czasu. Tłumaczę gdzie można szukać oszczędności. Ale ona nie chce oszczędzać. Ma pretensje do całego świata o wysokość zarobków i o to, że po 20 latach pracy nie stać jej na życie na odpowiednim poziomie. Zatruwa nam i sobie życie ciągłym narzekaniem, a nie robi nic, żeby się dostosować.
Nie wiem co to jest ten "odpowiedni poziom". Może chodzi o to, żeby tę reklamówkę z chlebem pod śmietnikiem stawiać dalej.
Ja też żyję z jednej pensji, od lat zresztą. Jej wysokość kształtowała się różnie. Raz było lepiej raz gorzej.
Teraz jest gorzej, ale to nie jest powód, żeby wpadać w depresję.Wprowadziłam w swoim życiu oszczędności i cały czas myślę co by tu jeszcze zrobić, żeby wydawać mniej, a żyć na poziomie nie gorszym niż dotychczas.
Mój poziom życia wygląda następująco: dużo z konieczności i dla wygody jeżdżę samochodem, mieszkam we własnym domu - wydaję na prąd i opał, wyjeżdżam pod namiot nad polskie morze na wakacje, gotuję w domu, jem rzeczy proste i nieprzetworzone, uprawiam ogródek, mam parę drzew owocowych, robię przetwory. Mam hobby - posiadam psy i koty, nie rasowe zresztą, więc generują tylko wydatki. I nie narzekam. Sprawia mi to wręcz przyjemność.
Co chciałabym robić, ale mnie nie stać. Chciałabym wykończyć dom, zrobić podjazd, drogę wyłożyć płytami, żeby w zimie dało się podjechać. Chciałabym wyjeżdżać za granicę pod namiot.
W przyszłości chciałabym kupić kampera i go utrzymać.
Czy to wiele? Nie wiem. Każdy musi sobie odpowiedzieć sam, jaki jest jego poziom życia i z czego może zrezygnować bez jego pogorszenia.
A przede wszystkim zastanowić się czy pewne rzeczy naprawdę są mu potrzebne a pewne wydatki konieczne. I nie narzekać. Nie zatruwać siebie i innych. Dostosować się. Bo to jest warunek przetrwania.
Niestety to, do czego się przyzwyczailiśmy i uznaliśmy za normalne (postawa 'należy mi się') jest bardzo ciężko wykorzenić. Szybko przyzwyczajamy się do dobrego i ciężko nam to oddać - ale jednak można, więc 'pracuj' nad koleżanką nadal! Ja nawet nie próbuję uzmysławiać ludziom naokoło tego, w jak nieprzemyślany i rozrzutny sposób żyją - dopóki nie dosięga ich sytuacja jaką opisałaś (ZNACZNY spadek przychodów przez który MUSZĄ zmienić styl życia) to wszelkie próby przekonania i udowadniania to jak walka z wiatrakami.
OdpowiedzUsuńJa tez mam podobne osoby w otoczeniu. Pracuje tylko nad tymi na ktorych mi zalezy, bo to praca wyczerpujaca. No i nie wszyscy sluchaja, co chcesz im przekazac. Najczesciej sa zasluchani w swoje zale. Dopiero kiedy przelamiesz te bariere" braku percepcji", mozesz im pokazac, ze narzekanie jest najgorszym wjsciem i mozna wiele zrobic niewielkim wysilkiem.
OdpowiedzUsuńSpotkalam jednak tez taki przypadek, gdy bariery nie udalo mi sie pokonac. Na szczescie byla to osoba absolutnie mi obojetna, wiec po prostu z czasem zaczelysmy sie unikac. Nic na sile...
Ja się chyba nie przejmuję tym, jak kto inny żyje... W końcu "kto bogatemu zabroni?" :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny post. Przede wszystkim mądry i rzadki w dzisiejszym świecie. Pozdrawiam, Aga
OdpowiedzUsuń