Czytam ostatnio dużo na temat, jakim to kłopotem jest samochód, że trzeba naprawiać, odśnieżać, że to kosztuje i że w związku z powyższym taniej jest z samochodu zrezygnować.
Niestety ta teoria nie przekłada się na liczbę samochodów w mieście, wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że ilość ich rośnie.
A ja kocham mój samochód. Jest mi potrzebny do życia i nie wyobrażam sobie sytuacji gdyby go nie było.
To jest mój drugi samochód. Wyznaję zasadę, że kupuję samochód nowy, ale z najniższej półki cenowej.
Obecnie jeżdżę seicento z 2004r. Nie trudno obliczyć, że samochód ma prawie 10 lat i sprawuje się bez zarzutu. Fiat ma to do siebie, że jego naprawy kosztują niewiele. Czy jest bardziej awaryjny. Mechanik mówi, że wszystkie samochody się psują.
Czy dbam o niego? I tak i nie.
1. Wożę samochodem psy, materiały budowlane, meble. Tylne siedzenia się składają, robi się kombi.
Tapicerka jest w stanie ....agonalnym.
2. Blacha zaczęła korodować w niektórych miejscach, boki są porysowane i powgniatane przez innych użytkowników supermarkerowych parkingów.
3. Wycieraczki mają tylko jeden bieg - parę lat temu włączyłam je jak były przmarznięte do szyby i coś się popsuło. Nie naprawiam bo sam silnik kosztuje 200zł, a po co wymieniać jak przecież działają.
4. Klapa bagażnika spada mi na głowę.
5. Od dłuższego czasu tłucze się zawieszenie - można z tym jeździć.
Jednocześnie:
1. Zainwestowałam w gaz. Koszt miesięcznych dojazdów do pracy i z pracy wynosi teraz ok 250 zl ( 1200km)
2. Przeglądam instalację gazową dwa razy do roku, naprawiam wszelkie usterki na bieżąco.
3. Wszelki dziwne stuki i puki na bieżąco kontroluję i naprawiam
4. Zmieniam regularnie opony, zużyte wymieniam na nowe.
5. Amortyzatory wymieniam jak z nich cieknie, wachacze, jak na przeglądzie rejestracyjnym mówią że trzeba, doładowuję w zimie akumulator i wymieniam go co dwa lata ( już stałam na ulicy z powodu padnietego akumulatora)
6. Korzystam z ubezpieczenia z funkcją holowania. Daje poczucie bezpieczeństwa.
7. Intuicyjnie wiem, na co sobie mogę pozwolić, kiedy trzeba interweniować natychmiast, a kiedy można poczekać. Naprawiam auto w chwilach przypływu gotówki, a nie wtedy gdy coś pada.
Nie jestem w stanie funkcjonować bez samochodu. Mieszkam 3 km od głównej drogi, brak jest we wsi komunikacji. Jak kiedyś zepsuł sie samochód musiałam te 3 km pokonywać na nogach o 5 rano. Fajnie się idzie ale nie jak człowiek spieszy się do pracy.
Jeżdżę do pracy na 6 rano. Ma to swoje dobre i złe strony. Łatwiej dostać sie do miasta ale trzeba wcześniej wstawać. Chodzenie na busa na 5.00 rano, w zimie, 3 km , przez ciemny las, wilki wyją brrr - watpliwa przyjemność :)
Wożę psy do weterynarza i na wycieczki.
Jeżdżę z psami nad morze.
Do busów nie chcą zabierać.
Jak żyć bez samochodu, jak żyć.
Konluzja jest taka.
Samochód daje mi wolność.
A teraz o kosztach rocznych, tych podstawowych.
Dojazd do pracy + inne jazdy, koszt gazu i benzyny: 300 zł x 12miesięcy = 3600zł + 50 zł x 6 miesięcy = 300zł Razem daje 3900zł.
Ubezpieczenie 800zł
Naprawy, przeglądy itp : trudno oszacować, nie robię zapisków weżmy 2000zł
Razem robi to kwotę 6700 zł : 12 = 558zł miesięcznie
Gdybym nie miała samochodu:
bus dziennie 10zł, miesięcznie wychodzi 200zł + przejazdy po mieście środkami komunikacji miejskiej 3,80zł za przejazd x 20 przejazdów = 76zł (optymistycznie) albo karta miejska na wszystkie linie 94zł.
Daję kwotę 294 zł miesięcznie.
Pytanie czy dla 264 zł miesięcznie warto rezygnować z wygody i wolności?
Oczywiscie, wszystko zalezy od miejsca zamieszkania i potrzeb zwiazanych z dojazdami do pracy i w czasie wolnym. JA akurat mam porownanie, bo w miescie nie mam samochodu i nie jest mi absolutnie potrzebny. Za to na wsi samochod jest jak prawa reka, po prostu bez niego czlowiek jest uzalezniony od innych . Tak na wsi samochod to nie tylko wygoda, to wolnosc i nie da sie tego przeliczyc na zadne pieniadze, ktore ewentualnie moznaby zaoszczedzic..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Nika
PS Przypomnialo mi sie: tez mialam kiedys samochod z spadajaca klapa bagaznika. Zuzylam kijek od parasola plazowego, bo jak sie nim klape podparlo to bylo ok. Kijek sluzyl jakies 5 lat :)
NApisalam to niezbyt jasno, w naszym domu na wsi samochody sa, bo po prostu sa niezbedne. Dlatego powyzej napisalam ze mam porownanie. Za to gdy jestesmy w miescie, jezdzimy albo srodkami transportu publicznego, albo czasem rowerem.
OdpowiedzUsuńKrótka odpowiedz: nie
OdpowiedzUsuńWszystko zalezy od okolicznosci - ciemny las, zima i 5.00 rano do mnie wystarczajaco przemawiaja :-)
Kijek do podpierania klapy - dobra rzecz:).Jak byłam u mechanika ostatnio, i jak mu powiedziałam, że klapa spada, to pokazał sprzęt, który ma do podpierania - właśnie kije różnych długośći. Tak że patent jest znany.
OdpowiedzUsuńJa wyczaiłam sklep z używanymi częściami do samochodów włoskich i są tam te teleskopy, czy jak to się tam nazywa, po 15 zł za sztukę. Kupię tylko jeden i spróbuję sama wymienić. Wygląda na to, że to się tylko przykręca. A jak się nie uda, to w ostateczności wykorzystam patent z kijem.